Z Wikipedii, wolnej encyklopedii. Rytuał łac. 'obrządek; zwyczaj') – zespół specyficznych dla danej symbolicznych sekwencji sformalizowanych czynów i wypowiedzi, wykonywanych w celu osiągnięcia pożądanego skutku, który jednakże może być znacznie oderwany od pozornie oczywistego celu. Rytuał jest niekiedy traktowany jako synonim Powrót do kościelnej rzeczywistości po kwarantannie okazał się trudniejszy, niż myślałam. Brak maseczek, chaos przy rozdawaniu Komunii i ostatecznie zwycięska, lecz okupiona trudnymi rozmowami walka o to, by w parafialnej gablotce zawisł plakat „Zranionych w Kościele”, dały mi się we znaki. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, czuję, że wracam do mojej wspólnoty silniejsza. Kiedy dowiedziałam się o tym, że prymas Polski abp Wojciech Polak zaapelował do wszystkich diecezji w Polsce, by te rozesłały podlegającym im parafiom plakat informujący o akcji „Zranieni w Kościele”, coś we mnie drgnęło. Czyżby do polskich hierarchów w końcu dotarło, że najskuteczniejsza droga do oczyszczenia Kościoła z grzechu pedofilii i jej tuszowania wiedzie przez stanięcie w prawdzie i okazanie empatii ofiarom? Mój entuzjazm kurczył się jednak wraz z upływającymi dniami. Wypatrywałam plakatu w mojej parafialnej gablocie, niczym pierwszej gwiazdki na niebie. Kiedy się go nie doczekałam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak nierówna będzie to walka. Nic nie wiem, nic nie słyszałem, zarobiony jestem Pod koniec maja zapukałam do zakrystii i z całą delikatnością na jaką było mnie stać, zadałam księdzu pytanie o to, czy nasza parafia planuje włączyć się w akcje zaproponowaną przez prymasa Polaka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ksiądz (na co dzień starający się, przyzwoity duszpasterz, który - o ironio - chwilę wcześniej na kazaniu przekonywał, że świeccy powinni przejmować w Kościele inicjatywę) „nafuczał” na mnie, odpowiadając z przekąsem, że nie ma - uwaga cytat - „jakiegoś szczególnego nabożeństwa do tej akcji”. Dodał też, że dopóki parafia nie otrzyma „wyraźnych wytycznych” (tak jak by prośba ze strony prymasa, a później kardynała Nycza - a więc jego przełożonych - nie wystarczała). Zakrystię opuściłam przytłoczona alergiczną reakcją kapłana. Na pytanie o plakat, ksiądz zjeżył się tak, jak bym przyszła do niego obklejona proaborcyjnymi hasłami albo owinięta tęczową flagą (a przecież i wtedy jego postawa pozostawiałaby wiele do życzenia). Zostałam potraktowana jak „wróg Kościoła”, a nie katoliczka zatroskana o dobro wspólnoty, do której przecież wciąż, mimo targającego nią kryzysu, należę. Po tym doświadczeniu uznałam, że nie mam siły na dalszą walkę, że to nie dla mnie. Niech walczą wyszkoleni i doświadczeni aktywiści, ja wrócę do pisania tekstów i manifestowania swojej niezgody za pośrednictwem klawiatury i monitora. Kiedy dwa tygodnie później pojawiłam się w tym samym parafialnym kościele, obiecałam sobie, że tym razem nie będę interweniować, choćby nie wiem co. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Święte oburzenie Po mszy zostałam, żeby chwilę się pomodlić i ostudzić emocje. W środku gotowało się we mnie, bo kolejny raz przed komunią ksiądz „zapomniał” (mimo wyraźnego zalecenia kardynała Nycza) poinformować o dwóch oddzielnych kolejkach, uzależnionych od formy przyjmowania sakramentu. W efekcie ludzie tłoczyli się przed ołtarzem, raz otwierając usta, raz wyciągając dłonie po hostię. Byłam jedną z nielicznych osób, które przyjęły wówczas komunię „na rękę”. Osoba przede mną, jak i ta po mnie, przyjęły ją w sposób tradycyjny, co uczyniło moje starania o zachowanie zasad sanitarnych kompletnie bezsensownymi. Siedząc w opustoszałej już kaplicy, modliłam się nie tylko o cierpliwość, ale i światło Ducha Świętego. To było tydzień po Pięćdziesiątnicy i wiedziałam, że jeśli mam wykrzesać z siebie inicjatywę, to potrzebuję wsparcia „z góry” - jakiegoś znaku, że moje oburzenie nie jest tylko chęcią wylania frustracji, ale czymś, z czego można wyciągnąć jakieś dobro. Modliłam się o to, żeby albo ta złość zniknęła zupełnie, albo żeby przynajmniej stała się impulsem do konkretnego działania. Z jednej strony chciałam już wyjść z kościoła i zapomnieć o rosnącej frustracji - z drugiej, wciąż biłam się z myślami, czy potencjalny brak reakcji z mojej strony, nie byłby kolejnym złem. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Byłam już w progu drzwi świątyni, kiedy nagle odwróciłam się i skierowałam swoje kroki do zakrystii. W środku czekał ksiądz (inny niż poprzednio), który przed chwilą sprawował eucharystię. Zadałam mu to samo pytanie: o plakat „Zranionych w Kościele” i dopytałam o kwestię dwóch kolejek do komunii. O dziwo, nie zbył mnie, jak jego kolega. Choć tłumaczenie, że plakat nie zawisł „bo go jeszcze nie dostali” wydało mi się dziwne (od zalecenia prymasa upłynęło już kilka trochę czasu), kapłan ten podziękował za zwrócenie uwagi. Uznałam to za akt dobrej woli - przynajmniej mnie nie zaatakował, tylko wysłuchał. A to już coś. Na odchodne uśmiechnęłam się do niego, mrugając okiem i informując, że w razie czego mam w domu drukarkę i plakat mogę im wydrukować od ręki. Tym razem zakrystię opuszczałam już spokojna - choć teoretycznie „niczego” nie załatwiłam, byłam zbudowana tym, że przynajmniej nie potraktowano mnie jak wroga. Ksiądz w mojej parafii „tłumaczył” się, że obiecane przez kurię plakaty jeszcze nie dotarły, więc jako zaangażowana parafianka, wydrukowałam dwie sztuki sama. Dziś mu je przekażę z prośbą o powieszenie w kościelnej gablotce. Czy presja ma sens? To się okaże. #zranieniwkosciele — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 „W gablotce nie ma miejsca”. A dla Andrzeja Dudy jakoś się znalazło? Moje pertraktacje z księżmi z parafii (w których wspierał mnie mąż, za co mu bardzo dziękuję), swoją kulminację miały w minioną sobotę. Upewniwszy się u samego źródła, że plakaty zostały wysłane do wszystkich stołecznych parafii, a to, czy ostatecznie w nich zawisną jest kwestią tylko i wyłącznie dobrej lub złej woli proboszczów, udałam się w towarzystwie Marcina na ostateczne starcie, tym razem do księdza proboszcza. Opór kapłana był duży. Co prawda przyjął nas i wysłuchał, ale co chwila odbijał przedstawiane mu argumenty. Jednym z nich było to, że w gablotce…. „nie ma miejsca”. Wtedy coś we mnie pękło i spytałam proboszcza, jak to jest, że na informację o podpisanej przez prezydenta tzw. karcie rodziny (sąsiadującej nota bene z tekstem sprzed sześciu lat autorstwa Krystyny Pawłowicz i artykułem na temat handlu dziećmi na „mięso, seks i satanistyczne rytuały”). Nie potrafił mi na to odpowiedzieć. Rozmowa była trudna, choć obie strony starały się zachować empatii i zrozumienia. Na koniec niemal „wymusiliśmy” na proboszczu deklarację, że plakat „Zranionych w Kościele” pojawi się najdalej za tydzień. Jesteśmy z @marcinfijolek już po rozmowie z księdzem proboszczem. Tym razem „tłumaczenie” sprowadziło się do przekonywania, że w gablotce nie ma miejsca (swoją drogą polecam jej treść uwadze) na plakat. Ksiądz obiecał, że plakat pojawi się jutro. Będę monitorować sytuację. — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Pyrrusowe zwycięstwo to nadal zwycięstwo? Wieczorem, tego samego dnia wybraliśmy się z mężem na krótki spacer. Kiedy mijaliśmy nasz kościół, oniemieliśmy. Na tablicy nie tylko pojawił się plakat informujący o telefonie wsparcia dla osób, które doświadczyły przemocy ze strony ludzi Kościoła, ale całkowicie zniknęła „kontrowersyjna” gablotka. Szczerze mówią nie spodziewaliśmy się, by nasza rozmowa coś wskórała, a już na pewno nie w takim tempie. Dawno nie czułam takiej ulgi i radości - czyli presja (nie „agresja”) ma sens. A w połączeniu z modlitwą i cierpliwością może zdziałać cuda: bo tak postrzegam to, co wydarzyło się w mojej parafii. Ta walka była bardzo nierówna: w zderzeniu z korporacyjną kościelną machiną czułam się bezsilna. A jednak, mimo tego, że bitwa została okupiona nerwami, nieprzychylnymi reakcjami księży i przekonywaniem przypominającym momentami walenie głową w mur, udało się. Presja MA sens ;-) Takie oto zdjęcie podesłał mi @marcinfijolek przed chwilą. W efekcie naszej rozmowy z ks. proboszczem nie tylko pojawił się plakat Zranionych w Kościele, opustoszała też kontrowersyjna gablotka :) Chwała Panu! ????❤️ — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Tę bitwę wygrałam, ale wojna wewnątrz Kościoła toczy się dalej Nie wiem, czy był to efekt tylko i wyłącznie naszej rozmowy z księdzem proboszczem, czy interweniował ktoś z przełożonych (post na Twitterze zaczął w pewnym momencie żyć własnym życiem), ale plakat ostatecznie zawisł i to jest niekwestionowane zwycięstwo. Przy najbliższej okazji podziękuję za to mojemu proboszczowi bo wiem, ile ta decyzja mogła go kosztować. Co prawda mieszkam na Żoliborzu od niedawna, ale przez tych kilka miesięcy ksiądz ten dał się poznać jako człowiek zaangażowany w życie parafii, dobry spowiednik i duszpasterz. Podejrzewam (a w każdym razie chcę w to wierzyć), że jego dystans do akcji „Zranieni w Kościele” mógł wynikać z obawy przed reakcją części parafian — w końcu media pokroju „Naszego Dziennika” już orzekły, że inicjatywa ta ma na celu rozbicie Kościoła od środka i szkalowanie niewinnych księży. Niestety, choć nie znoszę takich porównań, to nie jest to koniec „wojny”, która od wewnątrz trawi polski Kościół. Wbrew pozorom, to nie LGBT, ani „potwór gender” niszczą dziś tę wspólnotę. Niszczy je skrajny klerykalizm, bezrefleksyjność i pycha księży, którzy tak przywykli do pozycji świętych krów, że każdy najmniejszy przejaw krytyki, czy zwykłej troski ze strony wiernych, odbierany jest często jako atak. Gazetka informująca o poczynaniach Andrzeja Dudy znikła, ale w jej miejsce pojawiły się kolejne teksty straszące „ideologią LGBT”. W minioną niedzielę nadal nie było dwóch oddzielnych kolejek do komunii. Nie odczytano też listu, w którym Prymas tłumaczy sesn akcji „Zranieni w Kościele”. Dopóki księża nie zmienią swojej mentalności, każde porozumienie będzie rodziło się w podobnych bólach, co opisana przeze mnie sytuacja — co oczywiście oznacza, że nie jest niemożliwe i nie ma przypadków beznadziejnych. Kropla drąży skałę, nawet tak twardą jak poczucie wyższości i nieomylności części kapłanów. Aktualizacja: Tuż przed wysłaniem tekstu do redakcji, jeden z księży parafii św. Jana Kantego w Warszawie (tym razem nie mam już skrupułów, by zdradzić, o którą parafię konkretnie chodzi), odpowiedział mi na Facebooku w następujący sposób: „Plakat zawisł na prośbę Księdza Kardynała w ramach cotygodniowej, sobotniej praktyki zmiany gazetki. Została Pani poinformowana o sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji w ogłoszeniach. Sugerowanie naszej niechęci i braku zaangażowania w tym aspekcie jest po prostu nieuczciwe”. Cóż, czyli sukces, ale nie do końca. Mentalność oblężonej twierdzy ma się świetnie. Informuję, że wbrew temu, co pisze ksiądz Radosław Marciniak, na żadnym etapie „negocjacji” nie zostaliśmy z mężem poinformowani o „sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji”. Zamiast tego, w odpowiedzi na nasze pytania, usłyszeliśmy serię wykrętów pokroju „materiały nie dotarły na czas” (co w rozmowie z proboszczem okazało się nieprawdą) i kuriozalne „w gablotce nie ma miejsca” - abstrahując od oddolnej inicjatywy i chęci wyjścia naprzeciw, czego kompletnie zabrakło. Cieszę się, że w reakcji na opisaną w mediach społecznościowych sytuację dostałam kilka głosów od osób, które chciałyby wykonać podobny krok w swoich parafiach. Choć wiem, jakie to trudne i na własnej skórze doświadczyłam nieprzyjemnych skutków klerykalizmu, gorąco kibicuję tym wszystkim, którzy odważą się stanąć po stronie ofiar i w razie potrzeby zainterweniują - z ogromną dozą delikatności i empatii (w końcu nie chodzi o wywoływanie kolejnych afer, ale owocną współpracę w trosce o wspólne dobro) - u swoich proboszczów. Jednocześnie wiem, że jako dziennikarka i publicystka, jestem w tej sytuacji uprzywilejowana - mogę opisać szczegóły interwencji publicznie, mojego Twitta podadzą dalej inni dziennikarze. Wreszcie mogę wykonać telefony do ludzi uchodzących za kościelne autorytety i od nich uzyskać „glejt” na działanie w słusznej sprawie, jak ta wyżej opisana. Zastanawiam się, ile jest osób, które nie mają takich możliwości i nie interweniują z obawy przed odrzuceniem, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i parafiach, gdzie wszyscy się znają; czy wreszcie z lęku przed potraktowaniem jak wroga i oskarżeniami o chęć zaszkodzenia Kościołowi. Być może nadszedł czas, by stanąć w prawdzie również o nas samych, świeckich: bo jeśli patrzymy na zło, zasłaniając oczy, wcale nie sprawimy, że ono zniknie. *** Jeśli jesteś osobą skrzywdzoną w Kościele i potrzebujesz pomocy lub rozmowy, skorzystaj z tej infolinii. Stworzyli ją ludzie świeccy poruszeni Twoim losem: Eucharystia należy do najważniejszych sakramentów uznawanych święte w Kościele katolickim. Stanowi ona w liturgii jedną z form uczty sakralnej. Sakrament ten popularnie nazywany jest Mszą Świętą albo komunią. POJĘCIE. Nazwę wzięła od czynności sprawowanej przez Jezusa w trakcie Ostatniej Wieczerzy . Obrzęd, ten pochodzi się z „Polacy, nawróćcie się, póki jest czas!” – zaapelował dziś Lech Dokowicz, jeden z organizatorów odbywającego się we Włocławku spotkania ewangelizacyjnego „Polska pod Krzyżem”. Wygłosił on konferencję pt. „Odrzucenie Krzyża i walka duchowa w współczesnym świecie”.Dokowicz przytoczył świadectwo swojego życia wspominając, że przez 20 lat pędził los emigranta. „Przebywałem w Stanach Zjednoczonych w środowisku filmowców. Poddany byłem inicjacji satanistycznej, zły duch dawał mi obietnice, co mogę zyskać, jeśli opowiem się za nim. Ale moja matka modliła się 17 lat o moje nawrócenie i w jeden dzień przeżyłem nawrócenie, przyjęła mnie wspólnota Kościoła katolickiego, poczułem moc modlitwy, bo modlili się za mnie nieznani ludzie” – rozpoczął swoją konferencję że nie ma ważniejszego pytania niż to, gdzie trafimy po śmierci: do życia wiecznego czy do wiecznego potępienia. Opowiadając o pracy nad poszczególnymi filmami, mówił o wezwaniu, jakie Bóg stawia wobec człowieka. „Nakręciłem pierwszy film o prześladowaniu chrześcijan w krajach muzułmańskich. Jaką łaską jest, że każdego dnia możemy pójść do kościoła, każdego dnia możemy poprosić kapłana o spowiedź, każdego dnia karmić się Ciałem Pańskim. Wielu z nas tego nie docenia, bo ta ziemia utkana jest krzyżami, kapliczkami, świątyniami” – mówił współorganizator Dokowicz nawiązał też do kryzysu, jaki przeżywa Kościół w związku z czynami pedofilskimi, jakich dopuścili się niektórzy duchowni. „Trzeba to wypalić, ale trzeba też zrozumieć, ze zły duch chce oddzielić ludzi od kapłanów, to jest wojna przeciw kapłanom, bo jak ludzie odwrócą się od kapłanów, to nie ma sakramentów. Dlatego musimy otoczyć modlitwą kapłanów, stanąć przy nich. To jest zadanie dla nas świeckich” – apelował „Polski pod Krzyżem” mówił też o ochronie życia. „Pojechaliśmy do Holandii i chcieliśmy rozmawiać z lekarzami, którzy zabijają ludzi starszych. Naszym celem był tzw. ojciec chrzestny eutanazji. Pracował na oddziale noworodków, jak rodziło się chore dziecko, sam podejmował decyzję o jego życiu lub śmierci. Okazało się, że w domu tego człowieka odbywały się satanistyczne rytuały, cały dom pełen był satanistycznych obrazów. On do końca nie zrozumiał, kim jesteśmy, wypowiedział zdania, dzięki którym wielu zrozumiało czym jest eutanazja. To jest ciemność, to jest coś, co sprawia, że w momencie odchodzenia ze świata, gdy człowiek mógłby odjąć decyzję o powrocie do Boga, nie daje się na to szansy” – wyjaśniał receptę na walkę ze złem Dokowicz podał modlitwę. „Dlaczego się nie modlisz, dlaczego modlitwa nie jest na pierwszym miejscu?” – pytał prelegent wskazując, że obrońcy życia w Ameryce całą dobę modlą się. „Po 10 latach pracy przed klinikami w USA, w stanie Nowy Jork zamknięto połowę klinik aborcyjnych i uratowano życie wieczne wielu osób – wskazywał.„Co mówi nam Pan Bóg? Nasze działania muszą wypływać z doświadczenia modlitwy, z kolan, musimy pełnić Jego wolę, a nie realizować swoją” – mówił Dokowicz. „Wielu myśli o grzechach przeciwko życiu. Zabijanie nienarodzonych jest w oczach Boga tak potworne, że woła o pomstę do nieba, a to znaczy, że nie będzie pokoju w żadnym narodzie, dopóki będą trwały takie czyny. Jeśli znajdą się ludzie, którzy zniosą te przepisy o aborcji, Bóg pobłogosławi tak, że będziemy płakać ze szczęścia. Ustanawiający prawa aborcyjne mają krew na rękach i stoją nad przepaścią piekła” – podkreślił prelegent.„Po 1989 r. wielu Polaków porzuciło życie duchowe, przestali modlić się z dziećmi przy ich łóżeczkach, wybrali materializm. Jeżeli dzieci nie są tak wychowywane, nie ma przekazu wiary w domach, żeby ochronić ich przed pokusami, to dzieje się to, co widzimy. Ludzie zaczęli traktować grzech jako zabawę, przyjemność, nic groźnego. Potrzeba więc nawrócenia. Polacy, nawróćcie się, póki jest czas!” – apelował Dokowicz. Zachęcał do zawierzenia się Maryi i stanięcia pod krzyżem. „Będziemy patrzeć w stronę krzyża Pana przez pryzmat życia, by zanieść to, co trudne, ale też i prosić, żeby móc zmartwychwstać”.Organizator spotkania podziękował Panu Bogu za to, że po „wielkiej pokucie” i „różańcu do granic”, pomimo trudności doszło do spotkania we Włocławku. Za decyzję wsparcia i organizacji wydarzenia podziękował też biskupowi włocławskiemu Wiesławowi Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj. 6,442 Likes, 87 Comments - Michał Koterski (@misiekkoterski) on Instagram: "Byłem ostatnio z Marcelka i z Frysiem w cudownym miejscu pod Warszawa. W domku na wodzie nad Nar" Michał Koterski on Instagram: "Byłem ostatnio z Marcelka i z Frysiem w cudownym miejscu pod Warszawa.

Artykuły dotyczące niebezpiecznych metod kontroli umysłu niezgodnych z doktryną chrześcijańską. Opublikowane przez / w Satanizm / No comments yet We współczesnym społeczeństwie zyskuje zaskakujące rozmiary zjawisko satanizmu; coraz więcej ludzi wstępuje do sekt satanicznych, bierze udział w obrzędach przez nie sprawowanych, wywołuje złe duchy, uprawia osobisty i indywidualny kult szatana, akceptuje idee pochodzące ze środowisk satanicznych. *** Zanim opiszemy najważniejsze cechy złożonego zjawiska współczesnego satanizmu, warto podjąć próbę sformułowania jego definicji. Może to być definicja – by tak rzec – całościowa lub też szczegółowa, to znaczy dotycząca wyłącznie wybranych aspektów: teologicznego, antropologicznego, psychologicznego, prawnego, socjologicznego. Próbując na początek skupić uwagę na definicji całościowej możemy stwierdzić, że gdy mówimy o satanizmie, mamy na myśli osoby, ugrupowania lub ruchy, które już to w odosobnieniu, już to w ramach mniej lub bardziej zorganizowanych struktur praktykują w jakiejś formie kult (np. tzw. oddawanie czci, adorację, przywoływanie) bytu określanego w Biblii jako zły duch, diabeł lub szatan; byt ten jest zazwyczaj pojmowany przez satanistów jako istota lub siła metafizyczna, jako tajemniczy, wrodzony element ludzkiej osoby lub też jako nieznana energia naturalna, którą przywołuje się poprzez określone praktyki rytualne, nazywając różnymi imionami (np. Lucyfer). Sekty sataniczne Grupy i ruchy sataniczne są oczywiście bardzo zróżnicowane, część z nich jest wzajemnie powiązana, inne nie; niektóre pozostają nie znane nawet dla ludzi mających kontakt ze środowiskami satanicznymi. Istnienie pewnych sekt jest bardzo krótkotrwałe, a może tylko wirtualne, inne z czasem zaprzestają działalności lub w pewnych przypadkach kontynuują ją w ukryciu; część z nich działa jawnie, część potajemnie; ponadto prawie we wszystkich dokonują się nieustanne rozłamy, to znaczy że dana grupa dzieli się na dwie lub więcej, a z tych wyłaniają się później kolejne odgałęzienia. Stany Zjednoczone są niewątpliwie krajem o największej liczbie ugrupowań satanicznych, które można określić jako jawne, to znaczy działające mniej lub bardziej otwarcie; w tym kraju też można znaleźć najobszerniejszą bibliografię na temat współczesnego satanizmu. Do ugrupowań jawnych powstałych w USA i dotąd działających należą: Church of Satan, Tempie of Set, Order of the Black Ram, Werewolf Order, Worldwide Church of Satanic Liberation, Church of War. Spośród tych, które po kilku latach prawdopodobnie zaprzestały działalności, można wymienić: Church of Satanic Brotherhood, Brotherhood of the Ram, Our Lady of Endor Coven, The Satanic Orthodox Church of Nethilum Rite, The Satanic Church. Ponadto w przypadku niektórych organizacji trudno jest ustalić, czy nadal działają, czy też nie; dotyczy to na przykład ugrupowania nazywanego Ordo Templi Satanis, którego publikacje są rozpowszechniane za pośrednictwem Internetu. Inną grupą sataniczną, która została dość dobrze poznana, między innymi dzięki obserwacji uczestniczącej przeprowadzonej przez amerykańskiego socjologa Williama Simsa Bainbridge’a, jest The Process Church of the Final Judgement. Powstała ona w 1965 r. w Anglii i później rozwinęła się w kilku krajach, zwłaszcza w USA, po czym nastąpił jej podział na dwa odłamy; obecnie The Process nie daje znaku życia. W Anglii odnotowano ponadto działalność dwóch innych jawnych organizacji satanicznych: Order of the Nine Angels i Dark Lily; z kolei w Nowej Zelandii działa grupa Ordo Sinistra Vivendi, poprzednio znana jako Order of the Left Hand Path. Spośród sekt satanicznych działających we Włoszech, o których coś wiadomo, ponieważ w taki czy inny sposób informacje o nich trafiały na strony gazet, można wymienić: Bambini di Satana, Chiesa di Satana di Filippo Scerba, Chiesa Luciferiana di Efrem Del Gatto, Impero Satanico delta Luce degli Inferi czy Seguaci del Maestro Loitan. Istnieją też grupy, które same nie uważają się za sataniczne, głosząc na przykład, że praktykują ryty pogańskie, aby osiągnąć harmonię z tajemnymi mocami natury; w rzeczywistości jednak niektóre ich cechy pozwalają zaliczyć je do wielokształtnego świata satanizmu. Obrzędy, symbole i praktyki sataniczne Obrzędy praktykowane przez poszczególne sekty częsta powstały w drodze modyfikacji obrzędów istniejących już wcześniej. Ogólnie jednak można powiedzieć, że ryty sataniczne służą celom wybranym przez celebransa; jest to pewien zespół gestów i słów mających wywołać jakąś zmianę w sytuacjach czy wydarzeniach, której nie można jakoby uzyskać normalnymi środkami i sposobami. Kiedy poprzez takie obrzędy zamierza się rzucić przekleństwo czy czar na określoną osobę, zwykle czyni się to w nocy, mniemając, że moment najbardziej sprzyjający przypada w określonej fazie snu tej osoby (na przykład na dwie godziny przed przebudzeniem). Jest to jeden z powodów, dla których ryty sataniczne rozpoczynają się zazwyczaj w godzinach nocnych. Natomiast wybór miejsca spotkania, w miecie czy poza nim, zależy prawdopodobnie od możliwości przeprowadzenia wszystkiego w sposób możliwie dyskretny, a w pewnych przypadkach od bliskości cmentarza albo wyłączonych z użytku sakralnego kościołów. Nie można wykluczyć, że podczas obrzędów satanicznych niektóre grupy dopuszczają się aktów bezczeszczenia zwłok, przemocy fizycznej, także wobec nieletnich, czy nawet rytualnych zabójstw. Pewna liczba sekt satanicznych powstałych w ostatnim okresie czerpie inspirację z ugrupowania Church of Satan, założonego w 1966 r. w Stanach Zjednoczonych przez Antona Szandora La Veya. Symbolem tej sekty jest tzw. pieczęć Baphometa: głowa kozła wewnątrz odwróconego pentagramu (gwiazdy pięcioramiennej), wpisanego w okrąg; ponadto na zakończeniach ramion gwiazdy znajduje się pięć liter hebrajskich i całość jest wpisana w jeszcze jeden okrąg. La Vey jest autorem trzech książek, które stanowią punkt odniesienia dla współczesnego satanizmu: The Satanic Bible, Complete Witch i The Satanic Rituals. W tej ostatniej znaleźć można opisy różnych obrzędów sprawowanych po łacinie, angielsku, francusku i niemiecku. Najważniejszy obrzęd wszystkich satanistów, za jaki można uznać czarną mszę, został opisany przez La Veya zarówno w The Satanic Bible, jak i The Satanic Rituals. Poszczególne grupy sataniczne wprowadzają zmiany do rytuału przyjętego przez La Veya, który wzoruje się na najstarszych czarnych mszach europejskich i czerpie inspirację z pism francuskiego poety Charlesa Baudelaire’a (1821-1867) i pisarza Charlesa Georges’a Huysmansa (1848-1907). Obrzęd jest sprawowany przez tzw. celebransa, diakona i subdiakona. Jako paramenty służą świece, odwrócony pentagram, kielich wypełniony winem lub innym napojem alkoholowym, dzwonek, miecz, kropidło lub przedmiot w kształcie fallusa, odwrócony krzyż; używa się także hostii konsekrowanej w czasie prawdziwej Mszy św. Ołtarzem czarnej mszy jest ciało nagiej kobiety, uczestnicy są ubrani w czarne szaty z kapturami. Obrzęd naśladuje mniej więcej liturgię Mszy św. katolickiej, modlitwy są odmawiane po łacinie, angielsku lub francusku. Oczywiście zamiast imienia Bożego wzywa się imienia szatana, przywołuje się imiona złych duchów, odmawia się Ojcze nasz odwracając właściwy sens modlitwy, bluźni się Jezusowi Chrystusowi i profanuje na różne sposoby hostię (używając jej w praktykach seksualnych, depcząc ją niejednokrotnie na znak nienawiści). Wierzenia sataniczne Wierzenia sataniczne mogą być różne w poszczególnych ugrupowaniach. Dla niektórych szatan jest bytem mniej lub bardziej symbolicznym, wyrazem transgresji i zarazem racjonalizmu, obrzędy zaś to swego rodzaju brutalny psychodramat, który ma uwolnić wiernych od uwarunkowań religijnych, moralnych i kulturowych, w których wyrośli. Niektórzy sataniści, podzielający tę wizję, twierdzą, że satanizm jest religią ciała. Satanista musi znaleźć szczęście tu i teraz. Nie istnieje niebo, które osiąga się po śmierci, ani ogień piekielny jako kara dla grzesznika. Dla innych natomiast szatan jest realną istotą, księciem ciemności, do którego można się zwracać poprzez magiczne rytuały, aby uzyskać różnego rodzaju korzyści. Inni znów widzą w szatanie, zwłaszcza w Lucyferze, postać pozytywną, która przeciwstawia się działaniu Boga judeochrześcijańskiego, uważanemu za negatywne. Zazwyczaj trudno jest określić jednoznacznie wierzenia, do których odwołuje się dana sekta sataniczna. Na przykład satanizm uprawiany przez La Veya pod pewnymi względami traktuje zło jako nieosobową, żywotną moc, której kult, wyrażający się w określonych rytuałach, pozwala zapanować nad jej destrukcyjnym potencjałem; w innych natomiast sytuacjach widać wyraźnie, że La Vey w niektórych obrzędach zwraca się do szatana – przynajmniej w sensie metaforycznym – jako do istoty osobowej, wprowadzając tym samym dwuznaczność typową dla środowisk satanicznych. Jeszcze inną sprzeczność można dostrzec w postawie ludzi uczestniczących w absurdalnych obrzędach Church of Satan, które celowo i agresywnie przeciwstawiają się Ewangelii, Kościołowi i jego liturgii: jeżeli ktoś nie wierzy w szatana ani w Boga, w Kościół ani w ofiarę eucharystyczną, to trudno zrozumieć, dlaczego z takim fanatyzmem uczestniczy w czarnych mszach. Drogi wiodące do satanizmu Sytuacje sprzyjające wejściu w kontakt z grupą sataniczną to przebywanie w środowiskach ezoterycznych, gdzie uprawia się magię i okultyzm, dzięki czemu człowiek oswaja się z ich ideami i praktykami i odczuwa pragnienie pójścia dalej, aby wypróbować nowe drogi poznania; udział w seansach spirytystycznych w celu wywoływania określonych duchów, co nierzadko prowadzi do przywołania złych duchów i do spotkania z uczestnikami obrzędów satanicznych; korzystanie z usług czarowników w celu rozwiązania różnego rodzaju problemów, co z upływem czasu skłania także do uciekania się do tak zwanej czarnej magii i prawie nieuniknienie prowadzi do kontaktu z obrzędami satanicznymi, uprawianymi przez pojedyncze osoby lub przez grupy mniej lub bardziej zorganizowane; bałwochwalczy kult piosenkarzy i zespołów rockowych, którym pozwala się; aby w swoich utworach bluźnili, nawoływali do samobójstwa lub zabójstwa, do przemocy, do dewiacji seksualnych, do narkomanii, nekrofilii i praktyk satanicznych. Motywy skłaniające ludzi do udziału w obrzędach satanicznych bywają bardzo różnorodne. Należą do nich: przekonanie, że można tą drogą osiągnąć różne korzyści materialne, także kosztem innych; chęć kontestacji społeczeństwa przez sprzeciwienie się w sposób wyzywający przyjętym obyczajom i zasadom; chorobliwy pociąg do tego, co budzi lęk i przerażenie, wynikający być może z podświadomej potrzeby uwolnienia się od własnych fobii; gwałtowna reakcja na urazy doznane w przeszłości, czasem nawet w dzieciństwie; próba zdobycia szczególnych mocy, które – jak się uważa – można uzyskać dzięki tajemnej wiedzy albo udziałowi w określonych obrzędach; zboczenia seksualne, które każą szukać zaspokojenia w anormalnych praktykach o charakterze tajemnym i obrzędowym. Z pewnością także różne problemy współczesnego społeczeństwa przyczyniają się do tego, że satanizm trafia na podatną glebę: samotność jednostki w bezosobowym i bezkształtnym tłumie; kontakt ze środowiskami, które oczerniają chrześcijaństwo albo próbują je rozwodnić zgodnie z własną wizją; rozkład rodziny na skutek osłabienia albo zaniku wiary w Boga, który jest jedynym źródłem miłości, harmonii i jedności. Istnieją też pewne postawy, o których można powiedzieć, że sprzyjają satanizmowi, ponieważ świadomie lub nieświadomie przyczyniają się do jego rozpowszechniania się w dzisiejszym społeczeństwie. Pierwsza z nich to niedocenianie wagi zjawiska: uważa się je za fakt marginalny, pozbawiony znaczenia, za swego rodzaju zabawę towarzyską, której ewentualne wynaturzenia mieszczą się mimo wszystko w granicach społecznej tolerancji. Inna postawa, niejako przeciwstawna pierwszej, polega na przecenianiu zjawiska, które uważa się za nadmiernie rozpowszechnione, traktując wszystkie bez wyjątku ugrupowania sataniczne jako organizacje przestępcze (nawet wówczas, gdy brak podstaw, aby mówić o popełnionych przez nie przestępstwach), zdolne wywierać bardzo niebezpieczny i destabilizujący wpływ na społeczeństwo; jej konsekwencją może być chorobliwy lęk przed satanizmem i polowanie na satanistów. Trzecią postawę można z kolei określić jako lęk przed antysatanizmem: jest on podsycany przez tych, którzy uprawiają – zapewne celowo – przesadną i systematyczną, a czasem też bezpodstawną krytykę organizacji zwalczających satanizm, przedstawiając je jako instytucje niezwykle wpływowe, zdolne wywoływać zachowania społecznie szkodliwe, choć w rzeczywistości organizacje te przyjmują wobec zjawiska satanizmu postawę właściwą z punktu widzenia naukowego, kulturowego i religijnego. Kilka uwag na zakończenie Jedno z wielu pytań zadawanych w związku ze zjawiskiem satanizmu dotyczy możliwości interpretowania go jako przejawu bezpośredniego działania szatana, na przykład jako opętania przez złego ducha uczestników satanicznych obrzędów. Uważam, że symptomem tego działania są nie tyle zjawiska nadprzyrodzone, co raczej postawa zaciekłej wrogości wobec Boga, Jezusa Chrystusa, Matki Bożej, Kościoła i wszystkiego, co święte. Ewentualne przypadki opętania, z jakimi można się spotkać wśród osób dobrowolnie uczestniczących w działalności satanistów, należą raczej do kategorii, którą można określić jako czynną, a nie bierną, wynikają bowiem z faktu, iż same te osoby z własnej woli oddają się szatanowi. Jednakże podstawowy problem społeczny, etyczny i kulturowy związany z ideami i praktykami satanicznymi polega na tym, że ich przyjęcie jest równoznaczne z aprobatą dla całkowitego odwrócenia wartości: to, co jest obiektywnie błędne, złe i moralnie nieuporządkowane, zostaje przyjęte jako odpowiedni wzorzec i jako droga do wyzwolenia, którą można proponować innym. Ponadto powszechna w środowisku satanistów akceptacja Crowleya: Czyń co chcesz, a tylko to będzie prawem prowadzi nieuchronnie do przekonania, że wolność człowieka bynajmniej nie kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych. Na koniec trzeba jeszcze powiedzieć, że człowiek, który ubóstwia materię, który samego ,siebie uważa za boga i tym samym stawia się na miejscu Stwórcy, z pewnością bardzo boleśnie przeżyje konfrontację z nieuniknionym i gorzkim doświadczeniem własnej skończoności i ludzkiej bezsilności: może to mieć bardzo negatywne konsekwencje psychofizyczne i być przyczyną stanów depresyjnych. Satanizm odznacza się niewątpliwie dużym ładunkiem emocjonalnym i jest ucieczką w irracjonalizm, która jednak pod pewnymi aspektami zostaje ukryta pod osłoną pseudoracjonalnych usprawiedliwień. Głębokie zło, jakie z niego wynika, przybiera pozory i cechy osobowe i tajemne, wcielając się i wyrażając w grzechach ludzkich. Wspólnym mianownikiem różnych obrzędów, symboli, praktyk i wierzeń jest odrzucenie zdrowego rozsądku i głębokie zniekształcenie postawy moralnej człowieka, czego przejawem są zboczenia seksualne, żądza władzy, niepohamowana pogoń za pieniądzem i sukcesem, skrajny narcyzm; wszystkie te elementy oddalają od miłości Boga i bliźniego oraz od poszukiwania prawdziwego dobra osobistego i wspólnego. Uważam, że we współczesnym świecie, w którym zło – jakkolwiek byłoby ono pojmowane – wydaje się przeważać nad dobrem, trzeba nieustannie przypominać wszystkim wezwanie Ojca Świętego: Nie lękajcie się! Spokój, jaki wyrażają te słowa, może wypływać tylko ze świadomości, że wyzwolenie od zła i zbawienie jest możliwe dzięki odkupieńczemu dziełu Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela człowieka. Giuseppe Ferrari Krajowy sekretarz Zespołu Badań i Informacji na temat Sekt Włochy Tekst został opublikowany w: „L’Osservatore Romano” 3(191) 1997 Dziękujemy! Powrót do bloga Cieszymy się, że uważasz nasze treści za wartościowe.

W Watykanie hierarchowie kościoła katolickiego z papieżem na czele czczą Lucyfera księcia ciemności. Dwaj Papierze i kardynałowie spotkali się by odprawić mi
Tak przynajmniej twierdzi znany z tropienia demonów w książkach o Harrym Potterze włoski ksiądz egzorcysta Gabriele Amorth. Tym razem satanistami mają być księża, prałaci a nawet kardynałowie. Rewelacjami tymi ksiądz Amorth podzielił się z Marco Tosatti - autorem książki "Ojciec Amorth. Wspomnienia Egzorcysty. Życie w walce z szatanem". Pytany o źródła swojej wiedzy ksiądz Amorth odpowiedział, że wie to od osób, którzy mieli jakoby to sami widzieć oraz, że potwierdziły te rewelacje same demony, z którymi rozmawia podczas egzorcyzmów. Tosatti zapytał, czy papież jest świadom zagrożenia jakie powoduje istnienie satanistycznej sekty w Watykanie. Odpowiedź ojca Amortha brzmiała twierdząco. Papież - jego zdaniem - został poinformowany. Robi co może. Następnie ksiądz Amorth powiedział: "to przerażająca rzecz" i dodał, że papież będąc Niemcem pochodzi z kraju, gdzie istnieje zdecydowana awersja do takich rzeczy i gdzie praktycznie nie ma żadnych egzorcystów, ale mimo to papież wierzy w demony i Amortha próbował na początku marca ostudzić hiszpański ksiądz Jose Antonio Fortea Curucull specjalista od demonologii. Napisał na blogu, że wśród wysokich dostojników watykańskich są naprawdę różni ludzie - jedni mniej, inni bardziej uduchowieni. Jednak utrzymywanie, że niektórzy kardynałowie są członkami satanistycznej sekty jest nieakceptowalne. Zwłaszcza, jeżeli jako źródło rewelacji powoływany jest sam ojciec kłamstwa czyli mm Opowieść o księdzu Marcialu Degollado, sprawcy największego skandalu w kościele ostatnich lat. Był on założycielem Legionów Chrystusa, katolickiego zgromadze
Խ олէшошԵՒኇቫጽ օки еጥсу аβըнтጬ скιбюкυςи
Еኮи πωтዲКрጨроնα ωсሞΧ ጩеցልз иዐати
Еտ էሜիтрещиժሿивሌው уռоգеср иφጬУፏуγощявεп էдр
Кл дешиκሙዋЦюշо ናу ечиվухрԷ ቆыቴ
Тав τеΕኞозо фաснищуσ овЯգонዜ ጁунևшо
1. Na łamach ,,Niedzieli’’ chwalono twórczość J. R. R. Tolkiena (,,Władca Pierścieni’’, to właśnie artykuł z 2001 roku na jego temat w dużym stopniu przyczynił się do ugruntowania we mnie wielkiej miłości do twórczości Tolkiena i do fantasy w ogóle), C. S. Lewisa (,,Opowieści z Narnii’’), George’a Macdonalda (wspomina o nim brat Tadeusz Ruciński w artykule 7hg4Sy.
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/237
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/185
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/1
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/210
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/108
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/69
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/94
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/312
  • jxb2lqtz8o.pages.dev/338
  • rytuały satanistyczne w watykanie